„Kim jestem w opinii większości? Zerem, człowiekiem niezrównoważonym i nieprzyjemnym, kimś, kto nie zdobył sobie żadnej pozycji w społeczeństwie i kto jej nie zdobędzie. Dobrze, załóżmy, że jest właśnie tak, a więc chciałbym moimi obrazami pokazać, co dzieje się w sercu takiego niezrównoważonego człowieka, takiego zera. Taka jest moja ambicja, a opiera się ona nie tyle na urazie, co na miłości mimo wszystko” – Vincent van Gogh.
Czy można pokierować własnym życiem? Być twórcą swojej biografii? Jedno jest pewne. Przeżywając swój czas z wszystkimi konsekwencjami, jakie niesie codzienność, kiedy ma się jakąś pasję, wtedy łatwiej jest się odnaleźć w nie zawsze ciekawej rzeczywistości. Dla Mariana Puchalskiego taką pasją jest malarstwo.
Urodził się 14.12.1939r. w Białobrzegach. Czas wojny, w którym przypadło mu się urodzić, zabrał ojca na tułaczkę żołnierską. W dwa lata później zmarła matka. Mariana wychowywała babcia, aż do swojej śmierci w 1961r.
Pierwszy kontakt ze „sztuką” nastąpił w wieku 6 lat. Towarzyszyło temu dość zabawne zdarzenie, które jest początkiem fascynacji malarstwem. Był rok 1945. W Białobrzegach działał teatr amatorski, który mieścił się w budynku Straży Pożarnej. 6-letni wówczas Marian na dekoracji teatralnej spostrzegł narysowany odręcznie węglem wizerunek Hitlera. Był zdumiony, że można tak dokładnie oddać podobieństwo czyjejś twarzy. Po powrocie do domu, obejrzawszy z dziecinną wnikliwością swoją twarz w lustrze, narysował pierwsze „dzieło”. Był to autoportret.
Przez cały okres Szkoły Podstawowej uczestniczył w tworzeniu gazetki szkolnej, zajmując się oprawą graficzną.
Lata 50-te przyniosły zanik zainteresowań rysunkiem. Nastąpiła fascynacja sportem. W 1957r. został Mistrzem Młodzików w rzucie młotem.
Chęć poznania świata skierowała go do Szkoły Morskiej w Gdyni. Niestety, po półrocznej edukacji musiał szkołę opuścić. Ojciec Mariana – cholewkarz – zaczął wdrażać syna do zawodu. Później było wojsko. W tym też okresie powróciło zainteresowanie malarstwem. Ceni w sztuce szczerość i wewnętrzne zaangażowanie. Maluje zgodnie z tym, co czuje i widzi. Uważa, że jego obrazy powinny odbiorcę skłaniać do refleksji nad bezsensowną pogonią za rzeczami niepotrzebnymi, za luksusem. Twórca ceni jedynie komfort psychiczny. Najważniejsza dla niego jest niezależność i możliwość wykonywania tego, na co ma ochotę. Przytłacza go atmosfera nieufności, braku zrozumienia.
Rembrandt, Boznańska, Podkowiński – to twórcy budzący jego największy podziw. Zauroczony jest malarstwem impresjonistów: Claude Moneta i Vincenta van Gogha. Impresjoniści malowali farbami czystymi, nie mieszając ich, lecz kładąc obok siebie małymi plamkami. Ten styl jest mu najbliższy. Podobnie jak impresjoniści szuka dla swojego malarstwa podniety w obserwacji natury. Wyjście w plener sprawia mu wielką przyjemność. Światło i cień, kompozycja, kolor są podstawą w sztuce. I jak powiedział francuski malarz Maurice Denis: „Należy pamiętać, że obraz, czymkolwiek jest – koniem bitewnym, nagą kobietą lub jakąkolwiek anegdotą – przede wszystkim stanowi płaską powierzchnię pokrytą barwami, zestawianymi w pewnym porządku”.
Zdaniem malarza – odbiór każdego obrazu zależy jednak od oglądającego, od jego wrażliwości i możliwości odczytywania przedstawionych na nim treści.
Udział w wystawach:
– na I Wojewódzkim Przeglądzie Amatorskiej Twórczości Plastycznej Mieszkańców Osiedli Spółdzielczych w Radomiu w 1985r.
– na XI Wojewódzkim Przeglądzie Plastyki Nieprofesjonalnej w Radomiu w 1987r.
– na II Październikowym Spotkaniu z Twórczością Robotników Ziemi Radomskiej w 1988r.
Danuta Janik